Biegłam, co sił
tchu, ale oni i tak byli ode mnie szybsi. W mgnieniu oka, któryś z nich
dogonił mnie i złapał za rękę. Jego
uchwyt był tak mocny, że aż musiałam zagryźć wargę, by nie pisnąć.
Nabili mi sporego
siniaka na nodze, wyrwali trochę włosów, nie szczędzili w wyzwiskach, używając
słów, których nawet nie rozumiałam, i wciąż im było mało. Ciągle na nowo mnie
gonili, łapali, bili i pozwalali uciec. W moich oczach nie byli ludźmi, lecz
zwierzętami, okrutnymi mięsożercami, którzy zanim pożrą swoją ofiarę, bawią się
nią.
Jeden z nich, ten
wyższy, przytrzymał mnie, boleśnie wykręcając ręce. Drugi zaś chwycił mój
plecak. Strach złapał mnie za serce. Jeśli dowiedzą się, co jest w środku…ta myśl
tak mnie przerażała, że nie potrafiłam sobie wyobrazić, co mogą zrobić.
Zanim go otworzył,
przybyło kilka innych dzieci. Świetnie, jak zwykle zrobiono widowisko z
dręczenia słabszych.
Wysypał całą jego
zawartość na chodnik. Puścił mimo uszu moje wrzaski, błagania i łkania, które
zdawały się go tylko nakręcać. Na ziemi wylądowało kilka nieudolnie wykonanych,
papierowych masek, połamane kredki, wyszczerbione nożyczki, parę kartek,
zapisanych koślawym, dziecięcymi pismem
i, pobrudzony niebieskim tuszem, miś.
Wszyscy zgromadzeni wybuchnęli głośnym
śmiechem, a chłopiec podniósł jakiś świstek.
-Akt siódmy, scena druga-
zaczął kpiącym tonem, dzieci zawtórowały mu obrzydliwym rechotem.
Miałam wrażenie,
że jakaś oślizgła macka zaciska mi się na żołądku. Chciałam płakać, krzyczeć i
uciekać jak najdalej.
Chłopak, który
mnie trzymał, rozluźnił uchwyt i pchnął do przodu, wprost na trzymającego
kartkę. Ten spiorunował mnie wzrokiem, chwycił za koszulkę i uniósł kilka
centymetrów nad ziemię. Byłam niska i bardzo chuda, moje ciałko nie stawiało
żadnego oporu.
-Uważaj, pokrako-warknął.
Nie zdążyłam nawet mrugnąć, a
już jego pięść zderzyła się z moim policzkiem. Ku uciesze wszystkich, jęknęłam.
Cisnął mną o
ziemię, nie utrzymałam się i upadłam, zdzierając sobie kolano.
-Masz, aktorzyno.
Graj!- obrzucił mnie skrawkami scenariusza.
Milczałam. Leżałam
wsparta na łokciach, włosy przysłaniały mi twarz. Nie płacz, nie płacz, nie
płacz, wciąż powtarzałam w myślach. Bądź silna, dodawałam, co jakiś czas.
-Skoro milczysz…nie zasługujesz na ten tekst, na miano
aktorki, na nic-wycedził pochylając się nade mną.
-Nigdy nie nazwałam się aktorką- powiedziałam cicho. Głos
mi drżał, załamywał się co chwilę.
Do dziś nie
rozumiem, co powiedziałam nie tak, ale to go bardzo rozzłościło. Chwycił mnie
za włosy i pociągnął w górę. Krzyknęłam. Spojrzał mi głęboko w oczy,
odchrząknął i splunął między nie. Następnie puścił, pozwalając bym znów
uderzyła o ziemię.
Zamaszystym ruchem
podniósł wszystkie kartki i maski leżące na ziemi. Wyciągnął zapałki i podpalił
je.
-Jak już mówiłem, nie zasługujesz- powiedział i po paru
minutach odszedł, w raz ze swoją bandą, zostawiając mnie samą z popiołem mojej
pasji.
***
Weszłam po cichu
do domu. Bardzo zależało mi na tym, żeby mama mnie nie zobaczyła. Niestety, jak
zwykle, szczęście mi nie dopisało i natknęłam się prosto na nią.
-Cynthuś…-zaczęła. Jej zmartwione spojrzenie błądziło po
mojej twarzy, po spuchniętym policzku, naznaczonym słonymi drogami,
wyznaczonymi przez łzy.
W odpowiedzi tylko
pokręciłam głową i wyminęłam ją. Słone krople znów zaczęły płynąć mi z oczu.
Mama pozwoliła mi iść samotnie na górę, płakać całą noc. Ani razu do mnie nie
zajrzała, nie zaproponowała mi herbaty ani nie przyniosła lodu by obłożyć
policzek.
To nie było tak,
że jej nie interesowałam. Po prostu nie wiedziała, jak mi pomóc i nie chciała
patrzeć, jak się smucę. Zawsze bardzo chciałam w to wierzyć, jednak
podświadomie wiedziałam jaka jest prawda.
Boskie opowiadanie! *.* Uwielbiam to, czekam na następne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńSuper *.* Idealne. Czekam na Kolejne :*:*
OdpowiedzUsuńZajebiste! Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego. Masz ogromny talent i wykorzystaj go jak najbardziej możesz! Czekam na więcej i powodzenia:))
OdpowiedzUsuńPrzerażające, ale godne uwagi :)
OdpowiedzUsuń